Złoty rocznik 1990

2011 rok, Michael Matthews zajmuje wysokie czwarte miejsce w Tour Down Under, a Peter Sagan wygrywa Tour de Pologne i wygrywa jeden z etapów Vuelta a Espana. Całkiem dobre wyniki notują także Thibaut Pinot, Michał Kwiatkowski, Fabio Aru, Romain Bardet i Nairo Quintana, dzięki czemu 4 ostatnich dostaje zatrudnienie w ekipach World Touru, a Pinot pnie się coraz wyżej w hierarchii swojego zespołu. Co łączy tych zawodników? Każdy z nich urodził się w 1990 roku.

Początki nie muszą być trudne

Kolejny sezon również był całkiem przyzwoity w wykonaniu tych zawodników. Kwiatkowski był o krok od tego by stać się pierwszym polskim zwycięzcą Tour de Pologne, odkąd wyścig Czesława Langa wszedł do World Touru. Przez cały wyścig Polak rywalizował z jeszcze młodszym od siebie Moreno Moserem. Przez pierwsze trzy etapy liderem był Włoch, później przez dwa dni to „Kwiato” był właścicielem żółtej koszulki, ale na 6.etapie prowadzącym do Bukowiny Tatrzańskiej to bratanek Francesco Mosera okazał się najlepszy, dzięki czemu znów znalazł się przed Kwiatkowskim w „generalce” i to on został zwycięzcą wyścigu.

Chwilę przed walką Mosera i Kwiatkowskiego ich rówieśnik i poprzedni zwycięzca TdP po raz pierwszy w karierze miał okazję uczestniczyć w Tour de France. I trzeba przyznać, że był to debiut przez wielkie D, ponieważ Słowak od razu wygrał 3 etapy, na 4 innych uplasował się na podium, dzięki czemu pokonał takich zawodników jak Mark Cavendish i Andre Greipel i rozpoczął swoją serię wygranych w wyścigu o zieloną koszulkę (przyznawaną najlepszemu sprinterowi).

W wielkiej pętli debiutował wtedy także Thibaut Pinot i także on może dobrze wspominać tamten wyścig. W swoim domowym tourze pojechał jako lider grupy i nie zawiódł. Co prawda stracił dużo czasu na pierwszych płaskich etapach, ale po świetnych występach w kolejnych dniach (m.in zwycięstwo na 8. odcinku) wskoczył do czołowej „10” i znalazł się na drugim miejscu w klasyfikacji młodzieżowej (dla kolarzy poniżej 25 roku życia).

Coraz więcej znaczyli w swoich ekipach także Bardet (AG2R), Quintana (Movistar) i Matthews (Rabobank). Co prawda nie mogli choćby pomarzyć o takich sukcesach jak wyżej wymienieni kolarze, ale ich zespoły pozwalały im startować w wielu wyścigach należących do World Touru, a oni odwdzięczali się im niezłą jazdą (jak chociażby Quintana, który wygrał jeden z etapów Criterium Dauphine).

Nieco wolniej rozwijała się kariera Fabio Aru. Podczas gdy jego równolatkowie debiutowali w wielkich tourach, on wciąż ścigał się w wyścigach niższych kategorii, gdzie wprawdzie zdarzało mu się wygrywać, ale nie było widać, żeby w ciągu sezonu zrobił znaczący postęp. Jednak ostatecznie udało mu się zadebiutować w World Tourze, i to od razu w monumencie- w Giro di Lombardia. Niestety Fabio nie zdołał ukończyć tego wyścigu, a najlepszy zawodnik Astany- Fredrik Kessiakof zajął dopiero 10. miejsce.

W kolejnym roku zawodnik z Sardynii liczył na poprawę. I się doczekał. Dzięki niezłemu występowi w Giro del Trentino w końcu dostał szansę na to, by przejechać swój pierwszy 3-tygodniowy wyścig- Giro d’Italia. Tym razem poszło mu lepiej niż w Lombardii- był jednym z ważniejszych pomocników Vincenzo Nibalego, który wygrał cały wyścig.

Jednak zawodnik Astany wciąż mógł z zazdrością patrzeć na to co wyprawiają inni 23-latkowie. Michał Kwiatkowski najpierw był 4. w Tirreno-Adriatico, a później pokazał olbrzymie możliwości na ardeńskich klasykach (w Amstel Gold Race zajął 4., a na Strzale Walońskiej 5. miejsce). Jego kolejnym celem było Tour de France, gdzie był liderem swojej grupy (Omega Pharma – Quick-Step), a przed jazdą drużynową na czas na 4. etapie miał duże szanse na to by być liderem całego wyścigu. Stało by się tak, gdyby Omega wygrała tamten odcinek, na co dawano jej bardzo duże szanse.

No ale niestety nie wygrała- przegrała o zaledwie sekundę i Oricą GreenEDGE, i to właśnie zawodnik tej grupy- Simon Gerrans stał się nowym posiadaczem Maillot Jaune. „Flowerman” mógł się natomiast cieszyć z białej koszulki, którą zakładał od drugiego dnia ścigania. Stracił ją na górzystym 8. etapie na rzecz Quintany, ale dzięki świetnemu występowi na czasówce (zajął 5. pozycję) wrócił na czoło klasyfikacji młodzieżowców.

Po raz ostatni meldował się tam przed 15. etapem, kończącym się na Mont Vantoux, który był popisem duetu Froome-Quintana. Przez większą część podjazdu Kolumbijczyk jako jedyny utrzymywał tempo niesamowitego Brytyjczyka, jednak w końcu także on musiał się poddać. Mimo wszystko udało mu się dojechać prawie minutę przed 3. Mikelem Nieve, dzięki czemu awansował na 6. miejsce w generalce i został najlepszym młodzieżowcem, wyprzedzając Kwiatkowskiego, który przekroczył kreskę jako 18., 3 minuty za „Indianinem”.

Polak wprawdzie przez kilka kolejnych dni jeździł w białej koszulce (tylko dlatego, że Froome był jednocześnie liderem klasyfikacji generalnej i górskiej, więc musiał oddać 2. z koszulek Quintanie- liderowi klas. młodzieżowej, co oznaczało, że Kolumbijczyk musiał oddać „biel” Kwiatkowskiemu), jednak na pierwsze miejsce wśród młodzieżowców już nie wrócił. Nie pomogła mu nawet kolejna niezła „czasówka” w jego wykonaniu- po niej awansował na 9. miejsce, a na ostatnim etapie stracił miejsce w „10” i drugą pozycję w klas. młodzieżowej na rzecz Talansky’ego.

Tymczasem Quintana zaliczał kolejne dobre występy, dzięki czemu już po 18. etapie wskoczył na podium Touru, a po zwycięskim dla niego 20 etapie awansował na 2. miejsce- przed nim był jedynie bezkonkurencyjny Froome, a za nim m.in Contador, Valverde i Purito Rodriguez. Jednocześnie wspiął się także na szczyt klasyfikacji górskiej, co oznaczało, że zawodnicy z 1990 roku wygrali wszystkie klasyfikacje poboczne (Quintana- klas. górska i młodzieżowa, a Sagan, po raz 2. z rzędu- klas. punktowa).

Choć nie można powiedzieć, że Kolumbijczyk pojawił się znikąd, ponieważ przed Tour de France zajmował niezłe miejsca w wyścigach tygodniowych- np. 4. miejsce w Volta a Catalunya i 1. w Vuelta al Pais Vasco, to jego świetny występ był prawdziwą sensacją, a światowe media prześcigały się w podawaniu informacji o dzieciństwie Quintany (np. że aby dotrzeć do szkoły musiał na rowerze pokonać długi, 8-procentowy podjazd).

Z kolei o wiele ciszej do światowej czołówki wjeżdżali Romain Bardet i Tom Dumoulin- pierwszy z nich zajął w wielkiej pętli niezłe, 15. miejsce, które dało mu 4. lokatę w klasyfikacji młodzieżowej (w tym roku zdobywca białej koszulki- Pierre Latour uplasował się tylko 2 oczka wyżej), a „Motyl z Maastricht” na wspomnianej już „czasówce” na 11. etapie uplasował się na 9. miejscu (4 lokaty za Kwiatkowskim).

Nie próżnował także Thibaut Pinot, który wprawdzie zaprezentował się na tamtym Tour de France o wiele gorzej od wymienionych wcześniej zawodników (wycofał się po 15. etapie), ale za to świetnie pojechał rozgrywaną miesiąc później Vueltę a Espana. Wprawdzie nie dostał tam białej koszulki (ale tylko dlatego, że tam nie dostaje jej najlepszy młodzieżowiec, a zwycięzca klasyfikacji kombinowanej, ale znów był liderem zespołu i znów zajął miejsce w „10”- tym razem był 7.

Natomiast wśród sprinterów tamtej edycji hiszpańskiego wyścigu królował Michael Matthews, który wygrał 2 etapy. Być może jak na zawodnika specjalizującego się w płaskich odcinkach nie jest to wielka liczba, ale biorąc pod uwagę, że w tamtej edycji jedynie 3 etapy przypadły sprinterom (jeden etap wygrał Morkov z Saxo-Tinkoff), to 2 zwycięstwa zaczynają robić wrażenie.

Odlot

Ale tak naprawdę o większości z nich świat usłyszał dopiero w kolejnym sezonie. Jak zwykle na jego początku do głosu doszli „klasykowcy” i zawodnicy specjalizujący się w wyścigach wieloetapowych, a wśród nich bardzo ważną rolę odgrywali Peter Sagan i Michał Kwiatkowski, którzy na Strade Bianche- jednym z pierwszych klasyków w sezonie stoczyli piękną walkę o zwycięstwo, z której ostatecznie zwycięsko wyszedł Polak.

Później Słowak nie miał okazji do rewanżu, ponieważ jego plany startowe raczej nie pokrywały się z planami „Flowermana”- wprawdzie chwilę po „Wyścigu białych dróg” spotkali się na Tirreno-Adriatico, ale tam zawodnik Cannondale miał walczyć o poszczególne etapy (wygrał jeden, co i tak wystarczyło mu do tego by zdobyć zieloną koszulkę) , a jego rówieśnik z Omegi o jak najwyższe miejsce w klasyfikacji generalnej (choć przez chwilę był liderem wyścigu, to po słabszej jeździe w górach spadł za czołową „10”).

Obaj wystartowali także w Mediolan-San Remo, jednak raczej nie wspominają tego wyścigu zbyt dobrze- Sagan zajął w nim dopiero 10. miejsce, a Kwiatkowskiemu nie udało się nawet ukończyć wyścigu. Na szczęście później „Kwiato” spisywał się już znacznie lepiej- już 2 tygodnie po słynnym włoskim klasyku zajął 3 miejsce w świetnie obsadzonym Wyścigu Dookoła Kraju Basków, gdzie pomimo obecności takich gwiazd jak Alejandro Valverde, Cadel Evans i, przede wszystkim, Alberto Contador udało mu się zająć drugie miejsce.

Później tradycyjnie wziął udział w „ardeńskim tryptyku”. W pierwszym z wyścigów był 5., a w kolejnych dwóch (Strzała Walońska i Liege-Bastogne-Liege) zajął 3 pozycję- warto zwrócić uwagę na podium w ostatnim z klasyków, ponieważ dzięki niemu Kwiatkowski stał się pierwszym Polakiem od czasu Zbigniewa Sprucha z miejscem w Top 3 w wyścigu zaliczanym do 5 monumentów.

A co robił w tym czasie niedawny rywal zawodnika ekipy Lefevre’a? Odpoczywał świetnej jeździe we Flandryjskich klasykach- wygrał E3 Harelbeke, był trzeci w Gandawa-Wevelgem, a w Wyścigu Dookoła Flandrii (2. monument) zajął 16. miejsce. Jeszcze lepiej było w kolejnym wyścigu-pomniku- Paris-Roubaix, gdzie startował po raz 3. i nareszcie zdołał ukończyć go w czołówce.

Czas na kolejny wyścig ze Słowakiem w roli głównej przyszedł dopiero w połowie maja, ale nim się już raczej nikt nie przejmował, ponieważ w tym samym czasie odbywało się Giro d’Italia- pierwszy z wielkich tourów (gdyby jednak kogoś obchodziło to jak Sagan zaprezentował się w Tour of California- wygrał klasyfikację punktową i jeden z etapów). Tam mogliśmy trzymać kciuki za Rafała Majkę, który po raz drugi z rzędu pojechał na włoski wyścig jako lider swojej ekipy.

Polak prawdopodobnie liczył na to, że uda mu się pobić wynik Przemysława Niemca sprzed roku i zająć miejsce w czołowej „5”. Jednak o to nie musiało być wcale tak łatwo, ponieważ jego rywalami byli m.in Cadel Evans (były zwycięzca Tour de France), Rogoberto Uran (który w poprzedniej edycji był  2.) oraz Nairo Quintana i Michele Scarponi- doświadczony Włoch korzystający w poprzedniej edycji z wydatnej pomocy Przemysława Niemca.

Jednak zanim do gry wkroczyli górale swoją grę toczyli sprinterzy. I w tej grze dość mocno liczyli się Nacer Bouhanni- zwycięzca 3 etapów oraz Michael Matthews, który kilkukrotnie zameldował się w czołówce, a po mecie 6. etapu mógł cieszyć się z wygranej. Zwycięstwo mógł świętować w różowej koszulce, której właścicielem stał się po zajęciu 8. miejsca na 2. etapie.

Niestety już 2 dni po swoim jedynym zwycięstwie, tuż po zakończeniu pierwszego górskiego etapu musiał oddać Maglia Rosa Cadelowi Evansowi. Poza Australijczykiem z wyników 8. etapu mogli cieszyć się także Majka- okupujący 3. stopień podium, 23-letni Wilco Kelderman, który spisywał się naprawdę dobrze i… Fabio Aru, który przejął rolę lidera zespołu od nie najlepiej dysponowanego Michele Scarponiego i niespodziewanie zajmował 5. miejsce.

O wiele gorzej musiał się czuć Nairo Quintana, który przyjechał do Włoch po pierwsze wielkotourowe zwycięstwo, a nie mieścił się choćby na podium… klasyfikacji młodzieżowej (wyprzedzali go Majka, Aru i Kelderman). Do różowej koszulki tracił ponad 1,5 minuty. Kolejne dni były dla niego nieco lepsze, jednak po 14. etapie był dopiero 6. i do lidera tracił już 3 minuty i wydawał się coraz bardziej sfrustrowany swoją sytuacją

Jednak wtedy przyszedł 15, etap z metą na Montecampione. Na górze mistrzów odrodził się Aru, który w poprzednich dniach wydawał się słabnąć, a 3. był „Indianin”, który zbliżył się do czołówki. Po drugim tygodniu sytuacja prezentowała się tak- pierwszy był Uran drugi coraz słabszy Evans, trzeci Majka, 4. Aru, a 5. Quintana, który teraz tracił do lidera około 2:40, a jego szanse na wypełnienie zadania postawionego przed nim przez szefów Movistaru były bardzo niewielkie.

Ale po 16. etapie jego sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Wykorzystał ciężkie warunki i zamieszanie na szczycie Stelvio i razem z Pierrem Rollandem oraz Ryderem Hesjedalem błyskawicznie odjechał najważniejszym rywalom na 2 minuty. Później błyskawicznie powiększał swoją przewagę i ostatecznie dojechał do mety ponad 3 minuty nad goniącymi go rywalami. Różowej koszulki nie oddał już do końca wyścigu. Fabio Aru był 3. a Rafał Majka, częściowo z powodu problemów żołądkowych, zameldował się na 6. miejscu.

Kolejnym wielkim tourem była „wielka pętla”. Tam co prawda nie startowali ani Aru, ani Quintana, ale również tam kolarze z 1990 roku mieli odegrać kluczową rolę. Poza tradycyjnie walczącym o zieloną koszulkę Peterem Saganem i marzącym o czołowej „10” Michałem Kwiatkowskim we Francji pojawili się Romain Bardet i Thibaut Pinot. Pierwszy z nich miał wraz ze swoim starszym kolegą z zespołu- Jeanem-Christophem Peraud powalczyć o jak najlepsze miejsce w „generalce”, a Pinot tradycyjnie był liderem FDJ-u.

Początkowo w najlepszej sytuacji był Michał Kwiatkowski. Znów zajmował niezłe miejsca na etapach, ale do zwycięstwa zawsze czegoś mu brakowało. Niemniej po 9. etapie zajmował w klasyfikacji generalnej niezłe 6. miejsce i można było mieć nadzieję na to, że poprawi wynik sprzed roku. Przez dłuższą część 10. etapu mogło się wydawać, że Polak ma bardzo duże szanse na to, by po etapie założyć żółtą koszulkę, ponieważ brał udział w ucieczce, która uzyskała bardzo dużą przewagę nad peletonem.

Po pewnym czasie Polak postanowił zaatakować. Długo jechał sam, ale został dogoniony najpierw przez Purito Rodrigueza, później przez Vincenzo Nibalego, a później przez 21 innych zawodników. „Kwiato” nie tylko nie został nowym właścicielem maillot jaune, ale wręcz wypadł z czołowej „10” wyścigu, do której udało mu się wrócić (i to tylko na jeden dzień, dopiero po 16 etapie.

Słabszy moment Kwiatkowskiego wykorzystał Bardet, który odebrał mu białą koszulkę i awansował na 4. pozycję w klasyfikacji generalnej. Dwa oczka za nim znalazł się Pinot, który jak zwykle po nieco słabszym początku, z kolejnymi każdym kolejnym dniem czuł się coraz lepiej i piął się w górę tabeli.

Po ostatnim etapie drugiego tygodnia ścigania francuscy kibice mieli dużo powodów do radości. Co prawda zwycięstwo było praktycznie zarezerwowane dla Włocha- Vincenzo Nibalego, a na 2. miejscu, ze stratą ponad 4 minut meldował się Alejandro Valverde, ale tuż za jego plecami czaiła się trójka Francuzów- oprócz Bardeta i Pinota (odpowiednio 3. i 4. miejsce) o podium walczył także o wiele bardziej doświadczony,  37-letni Jean-Christophe Peraud.

W kolejnych dniach Peraud i Pinot wciąż pięli się w górę, podczas gdy Bardeta wydawały się przerastać pirenejskie podjazdy, co chyba najlepiej było widać na etapie rozgrywanym tuż po trzecim dniu przerwy. Etap z metą w Carcassonne zawodnik AG2R ukończył dopiero na 30 miejscu, a do niemal wszystkich najpoważniejszych rywali stracił prawie dwie minuty i spadł na 5. miejsce.

Na podium już nie wrócił, a zamiast niego pojawił się na nim Pinot, do którego później dołączył Peraud. Ostatecznie na miano pierwszego po Nibalim zasłużył starszy z Francuzów, a młodszy musiał zadowolić się ostatnim miejscem na podium. A co z Bardetem? Po „czasówce” na przedostatnim etapie wyścigu spadł na 6. miejsce- wyprzedził go jeszcze Tejay Van Garderen.

Spośród bohaterów „wielkiej pętli” na starcie kolejnego grand touru stanęli jedynie Alejandro Valverde i Thibaut Pinot. I o ile pierwszy z nich zaliczył na Półwyspie Iberyjskim całkiem dobry występ, to 24-letni zawodnik FDJ-u, którego tuż przed startem wyścigu zmogła choroba, niemal od początku wyścigu spisywał się poniżej oczekiwań i już po pierwszych etapach było widać, że tym razem Francuz nie powalczy nawet o czołową „10”. Ba! Ani przez chwilę nie było go choćby w czołowej setce wyścigu i już po 11. etapie zadecydował, że dalsza walka z własnym organizmem nie ma większego sensu.

Długo wydawało się, że w lepszym nastroju Hiszpanię opuści Nairo Quintana, który zamierzał wygrać drugi w tym roku wielki tour. Po niespodziewanej wygranej Movistaru w rozgrywanej na pierwszym etapie jeździe zespołowej na czas wszystko wskazywało na to, że cel jest w zasięgu, a kolejne etapy tylko to potwierdzały- Kolumbijczyk szybko awansował na drugie miejsce, a po 9. odcinku wyprzedził Alejandro Valverde i został nowym liderem wyścigu.

Zła wiadomość dla Kolumbijczyka była taka, że nad drugim Alberto Contadorem miał zaledwie 3 sekundy przewagi, a że następnym etapem była jazda indywidualna na czas można było się spodziewać, że Kolumbijczyk szybko straci czerwoną koszulkę. Pesymiści mogli widzieć Nairo Quintanę poza czołową „piątką”, ale poza „10”- tego chyba nikt się nie spodziewał, a właśnie do tego doszło. Powód? Upadek na jednym z zakrętów. Ostatecznie Kolunbijczyk dojechał do mety. Spadł co prawda na 11. pozycję, a jego szanse na zwycięstwo drastycznie spadły, ale był gotów do dalszej rywalizacji.

Ale niestety dla niego ta „dalsza rywalizacja” trwała jedynie kilkadziesiąt kilometrów następnego etapu. Później doszło do kolejnej kraksy, przez którą, tak samo jak Pinot, musiał wycofać się już po 11. etapie.

To oczywiście nie oznacza, że tym razem 24-latkowie nie odegrali znaczących ról. Otóż odegrali, choć ich występy były nieco gorsze niż w Giro i w Tourze. Pierwszym z nich był Michael Matthews, który dzięki zwycięstwu etapowemu na 3 dni przejął koszulkę lidera. Nieźle spisał się także Nacer Bouhanni. Zwycięzca 3 etapów na Giro d’Italia postanowił powalczyć o kolejne skalpy na Vuelcie. I chociaż nie udało mu się wyrównać osiągnięcia z Włoch, to i tak nie powinien narzekać, ponieważ zabrakło mu do tego jedynie 1 triumfu etapowego.

Duże nadzieje można było wiązać także z Estebanem Chavesem- zwycięzcą Tour de l’Avenir z 2011 roku, który dopiero teraz debiutował w wielkim tourze. I przez pewien czas zapowiadało się na to że będzie to debiut całkiem udany. Szybko awansował do czołowej „10”, po 6. etapie awansował nawet do top 5, jednak później okazało się, że na trudniejszych etapach nie jest (jeszcze) w stanie utrzymać koła najlepszych zawodników.

Natomiast do końca wyścigu w całkiem niezłej dyspozycji był Fabio Aru. Co prawda jego występ nie był równie spektakularny jak ten na Giro, ale na pewno był co najmniej przyzwoity- sięgnął po 2 zwycięstwa etapowe, a wyścig zakończył na 5. miejscu, za Froomem, Contadorem, Valverde i Rodriguezem, a więc zawodnikami o wiele bardziej doświadczonymi i renomowanymi niż on.

Tydzień po Vuelcie jazdą drużynową na czas rozpoczęły się mistrzostwa świata w Ponferradzie. Jednym z faworytów pierwszej konkurencji był zespół Michała Kwiatkowskiego, broniący tytułu sprzed roku. Niestety nie udało się- wygrało BMC z 24-letnim Rohanem Dennisem w składzie. Kilka dni później młodemu czasowcowi zabrakło 17 sekund by zdobyć kolejny medal- w jeździe indywidualnej na czas zajął 5 miejsce. Zamiast niego na 3, stopniu podium stanął jego równolatek- Tom Dumoulin dla którego miał być to dopiero początek sukcesów.

Ale sukces Dumoulina przeszedł w Polsce raczej bez echa, ponieważ z niecierpliwością czekaliśmy na występ Michała Kwiatkowskiego, który, aby móc w pełni skupić się na wyścigu ze startu wspólnego postanowił zrezygnować z występu w „czasówce”. I choć „Kwiato” być może byłby w stanie powalczyć o medal także w tamtej konkurencji, to ten ruch zdecydowanie mu się opłacił, ponieważ być może dzięki niemu Polak mógł po niedzielnym wyścigu cieszyć się ze zdobycia tęczowej koszulki.

Wzloty i upadki

W kolejnym roku Fabio Aru długo walczył o zwycięstwo w Giro z Alberto Contadorem przymierzającym się do zdobycia dubletu Giro-Tour. Ostatecznie uległ, tak samo zresztą jak Nairo Quintana w starciu z Froomem podczas odbywającego się nieco ponad miesiąc później Tour de France.

Ostatecznie jednak Włoch, w przeciwieństwie do „Indianina” nie zakończył sezonu z pustymi rękoma, ponieważ wygrał ostatnią 3-tygodniówkę w 2015 roku. Co ciekawe o zwycięstwo musiał walczyć do końca z… Tomem Dumoulinem, który postanowił zerwać z łatką zawodnika nieźle radzącego sobie jedynie w „czasówkach” i na dwa etapy przed zakończeniem wyścigu okupował pozycję lidera, jednak po słabym występie na przedostatnim odcinku spadł na 6. miejsce- oprócz Aru wyprzedzili go jeszcze Rodriguez, Majka (który stał się pierwszym od czasów Jaskuły Polakiem z wielkotourowym podium na koncie) oraz Quintana i Chaves.

O wiele gorzej tamten rok muszą wspominać Pinot, Bardet i Kwiatkowski. Francuzi, podobnie jak rok wcześniej celowali w TdF, jednak zamiast spodziewanego progresu przyszedł regres i choć obu udało się „uratować wyścig” i wygrać po jednym etapie, to z pewnością liczyli na więcej.

Z kolei „Flowermana” ewidentnie dopadła „klątwa czerwonej koszulki”. Choć początek sezonu był w jego wykonaniu całkiem niezły (2. miejsce w Paryż-Nicea i zwycięstwo w Amstel Gold Race), to kolejne wyścigi pokazały, że z formą Polaka wcale nie jest dobrze. Najpierw zawiódł na „Strzale Walońskiej” i Liege-Bastogne-Liege, a później tak samo było na Tour de France, gdzie ani razu nie powalczył o niezły wynik na etapie.

Słabszy występ chciał sobie powetować na Tour de Pologne, ale ten wyścig ułożył się dla niego koszmarnie- już po 5. etapie z metą w Zakopanem mógł się pożegnać z marzeniami o powtórzeniu sukcesu Rafała Majki sprzed roku, później okazało się, że nasz rodak nabawił się choroby układu pokarmowego, z powodu której musiał wycofać się z wyścigu już po 6.- przedostatnim etapem.

Nieco lepiej poszło mu na Mistrzostwach Świata, jednak nie udało mu się obronić koszulki, która trafiła do Petera Sagana (który przed sezonem przeszedł do Tinkoffu), która z pewnością osłodziła mu dotychczas niezbyt udany- jak na niego- sezon. Wcześniej Słowak był obiektem drwin, ponieważ, podobnie jak rok wcześniej, choć wygrał klasyfikację punktową Tour de France (4. raz z rzędu), to ani razu nie mógł świętować zwycięstwa etapowego.

Po tamtym sezonie kolarze urodzeni w 1990 roku utracili status młodzieżowca. I choć od tamtej pory łącznie wygrali 4 mistrzostwa świata (2 razy Peter Sagan i raz Dennis i raz Dumoulin) 5 monumentów (Kwiatkowski- Mediolan-San Remo, Sagan- Wyścig Dookoła Flandrii, Paryż-Roubaix, Pinot- Il Lombardia, Chaves- również Il Lombardia) i dwa wielkie toury (Quintana- Vuelta i Dumoulin-Giro), to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wielu z nich od pewnego czasu nie robi spodziewanego postępu

Dla Thibauta Pinota 3. miejsce w Tour de France z 2014 roku prawdopodobnie wciąż pozostaje najlepszym wynikiem w karierze (chyba, że za większy sukces uznać zwycięstwo w tegorocznym Il Lombardia), Estebana Chavesa po świetnym 2016 roku- (2. miejsce w Giro i 3. na Vuelcie) ciągle prześladują kontuzje, a Nacer Bouhanni po świetnym 2014 roku zmienił zespół i dopiero w tym roku po raz pierwszy od odejścia z FDJ-u udało mu się wygrać etap na wielkim tourze.

Natomiast Fabio Aru, po wygraniu Vuelty drastycznie spuścił z tonu- od 2015 roku ani razu nie zajął miejsca na podium wielkiego touru. Wygrana ostatniego z wielkich touru nie podziałała zbyt dobrze także na Nairo Quintanę, który triumfował w Hiszpanii rok po Fabio Aru i od tamtego czasu w Top 3 skończył wielki tour tylko raz- w Giro 2017, gdzie musiał uznać wyższość jedynie Toma Dumoulina. Jego kolejne miejsca to: 12 i 10 w TdF, i 8 na ostatniej Vuelcie. To musi zaskakiwać, ponieważ mówimy prawdopodobnie o najbardziej utalentowanym góralu w ostatnich latach.

Lepiej od nich spisuje się Romain Bardet, który od pięciu lat regularnie plasuje się w czołowej „10” Tour de France, jednak Francuzów może martwić to, że od 2. miejsca w 2016 roku jego wyniki w „wielkiej pętli” są coraz gorsze- w 2017 roku skończył wyścig na 3. miejscu, a w ostatniej edycji był dopiero 6.

Natomiast mnie najbardziej martwi Michał Kwiatkowski. Choć od zdobycia tęczowej koszulki co roku wygrywa jakiś ważny wyścig (2015- Amstel Gold Race, 2016- E3 Harelbeke, 2017-Mediolan-San Remo, 2018- Tirreno-Adriatico i Tour de Pologne), a w dwóch ostatnich Tour de France jego pomoc wydatnie przyczyniła się do tego, że ostatnie 2 edycje padały łupem zawodników Sky, to wydaje mi się, że Polak nie do końca rozwinął się tak jakbyśmy tego oczekiwali.

Jednak czasu na poprawę każdy z tych zawodników ma jeszcze sporo. Wprawdzie według statystyk PCS (Pro Cycling Stats) najlepszy wiek dla kolarza to 28 lat, a właśnie tyle w minionym niedawno sezonie skończył każdy z wymienionych zawodników, ale tak naprawdę przed większością z nich jeszcze około 7-10 lat kariery, a przecież to jest jeszcze naprawdę dużo czasu…

 

Dodaj komentarz